Jest święty czy nie jest? Nie jest. Jest jak każde inne dziecko. Więc dlaczego jest taki wyjątkowy?

Dobrze, że wiedziałam to jeszcze przed narodzinami Mikołaja. Wiedziałam, że emocji nie kontroluje nikt inny, a jedynie ja sama.

Ile razy słyszeliście zdanie "Autobus mi uciekł!". Ile razy zdawaliście sobie sprawę, że tak naprawdę to nie autobus uciekł, tylko my, którzy za późno wróciliśmy do domu? Autobus odjechał na czas, tuż przed naszymi oczami. Tak łatwo jest przerzucić winę za nasze spóźnienie, za złość, którą czujemy na kogoś innego! Jeszcze częściej nie zdajemy sobie z tego sprawy. Oto jak bardzo jestem inteligentna. Ostatnio, gdy jechałam do biura na rekrutację, moja złość osiągnęła szczyt, gdy "uciekłam" z autobusu. Byłem w gipsie, noga mnie bolała i chodziłem o kulach. Kierowca zamknął mi drzwi dosłownie metr od siebie. Mógł spojrzeć w lusterko i chwilę poczekać. Nie poczekał. Byłam wściekła. Byłam wściekła, gdy "autobus mi uciekł", tzn. byłam tak wściekła, bezradna i sfrustrowana, że autobus odjechał przede mną, że zadzwoniłam do Wojtka, wykrzykując: "Autobus mi uciekł!". Złożę na to skargę!". Nie złożyłam żadnej reklamacji. Już po sekundzie przypomniało mi się, że mogłam wyjść z domu wcześniej, a nie biegać przez całe życie o kulach i drewnianej nodze, żeby zdążyć na autobus. Pozwoliłam sobie obwinić kierowcę autobusu za moją złość, frustrację i porażkę. Łatwo było uwierzyć, że to przez niego się spóźniłam, skaleczyłam nogę i doprowadziłam do szału. To on mnie wkurzył!

Zaraz, znowu to robię... ale to nie kierowca mnie wkurzył. W rzeczywistości to ja byłam wkurzona. Na początku nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale wkurzyłam się na to, że od dzieciństwa mam dziecięcą niepunktualność. Nienawidzę się do tego przyznać przed samą sobą, a może nawet bardziej. Byłam wkurzona na to, że autobus wyjechał mi sprzed nosa. Ale to ja byłam wkurzona! Mogłam kontrolować, kiedy kierowca zamknie drzwi mojego autobusu i wciśnie pedał gazu. Nie miałem jednak kontroli nad tym, jak się wtedy czułem. Szybko przypomniałem sobie tę mądrość i postanowiłem ułożyć w głowie, że spokojnie autobus zamknie mi drzwi przed nosem. Choć nie mogłem kontrolować, kiedy kierowca zamknie drzwi autobusu i naciśnie pedał gazu, wiedziałem, że muszę się w tym momencie poczuć. Nie chciałam psuć mężowi dnia, ani nie będę mogła płakać sama na przystanku. Zastanowię się też, jak mogę sprawić, żeby nie było negatywnych konsekwencji.

Czego nauczyła mnie ta sytuacja? To, czego najbardziej nienawidzimy, to zachowania i postawy innych . Dlaczego byłam taka wściekła? Bo sytuacja przypomniała mi, że od kiedy jestem mamą mam problemy z punktualnością i organizacją czasu!

Następnym razem jechaliśmy z Mikołajem tym samym autobusem. To była kompletna katastrofa. Autobus minął nas, gdy mieliśmy wyjść z domu pięć minut przed odjazdem. Był za wcześnie. Podobna sytuacja. Nie wyjechałam z nim i nie przyjechałam na czas. Ale tym razem nie było w tym mojej winy. Jak się czułem? Zwyczajnie. Ze spokojem zadzwoniłem do Wojtka i ustaliliśmy program awaryjny. Mikołaj i ja zaliczyliśmy dodatkowo super spacer.

Co to oznacza dla naszych Dzieci?

Wiele lat ciężkiej pracy zajęło mi uświadomienie sobie, że nikt nie może sprawić, byśmy czuli się tak, jak się czujemy. Bo to ja jestem wkurzony! On jest wolnym człowiekiem, który może robić co mu się podoba w ramach prawa i zasad interakcji społecznych. Ale to do mnie należy decyzja, jak ja się z tym czuję.

Ta sama zasada w jeszcze większym stopniu dotyczy dzieci. Dzieci są małymi istotami, które zachowują się w ten i inny sposób. To właśnie dlatego, że dzieci są małe, dorośli oblewają się zupą. Są małe, więc płaczą, rozlewają się, płaczą i krzyczą. Zachowują się jak dzieci, a nie jak mali dorośli, bo są dziećmi. Kuszące jest stwierdzenie, że denerwują nas swoim dziecięcym zachowaniem. Jak już wcześniej wspomniałam, to jak reagujemy i odpowiadamy na zachowania innych, w tym naszych dzieci, zależy wyłącznie od nas.

Prawda jest okrutna. To nie nasi mężowie nas denerwują, ani nawet dzieci. To my się denerwujemy, bo nie potrafimy kontrolować swoich emocji. Te emocje są często wyzwalane przez okoliczności lub ludzi poza naszą kontrolą.

Ta kwestia ułatwiła mi dobre relacje z mężem, dzieckiem, a także z przyjaciółmi i czytelnikami. Mamy bardzo mały wpływ na opinie, działania i zachowania innych osób. Nie mamy też wpływu na czynniki zewnętrzne, takie jak pogoda czy korki w mieście. Mamy jednak kontrolę nad tym, jak się czujemy w tych sprawach. Mamy nad tym kontrolę! Nie musisz być zła na swoje dziecko za to, że wylało na Ciebie zupę. Nie musisz też czuć się winna, że twój mąż się wścieka, bo zajął łazienkę przed tobą. Tylko ty masz kontrolę nad swoimi emocjami, ponieważ są one całkowicie zależne od ciebie.

To nie dziecko nas denerwuje. Nie zapominajmy o tym następnym razem, gdy to powiemy lub pomyślimy. Pomyślmy o bolesnej prawdzie, którą w tej chwili o nas odsłania. Może nasz brak cierpliwości? Nie pozwala czuć się tak doskonale, jak byśmy chcieli.